„Cholera ciasna!” Zaklęła babcia mierząc się ze świeżo uszytą sukienką. Przecież ten rozmiar był tyle czasu mój! Za dobrze mi, oj za dobrze mi. Bo gdy kłopoty mnie ogarniają żyję tylko kawą i powietrzem. Gdy życie daje oddychać pojawiam się u wrót lodówki. I zaczynają się miłe złego początki.
Starsza pani pogmerała w swojej czarnej czuprynie. Zaiskrzyło.
Jest pomysł, teraz trzeba go zrealizować. „Chłopieeeeeeeeee, ty istoto zgubna.”
Bo okazało się, że jej prywatny jegomość zapadł się gdzieś. I wypaść nie chce.
Garaż!
Tak garaż, to jego ostatnimi czasy ulubione miejsce pobytu.
Babunia wytaszczyła chłopa z rzeczonego budynku. Otrzepała jako tako z kurzu i wydała komendę : ”Wyjazd!”
„Gdzie? Po co? I dlaczego?” Pytały zestresowane lekko niebieskie oczy.
„Do marketu parę rzeczy kupić.”
W sklepie futrzak odkrył dokładny cel wizyty. Gdy pakowałam stoisko z warzywami i owocami do koszyka.
„Znów?” Rozległo się smętne zapytanie.
„Przecież ciebie karmię suto podczas moich ekstrawagancji. O co ci chodzi?”
„O ciebie. Znów będziesz uwierać. Oberwać żebrem to nic przyjemnego. Wystające obojczyki do urodziwych nie należą.”
„Się Cholerka znalazł delikates i esteta.” Babcia wzruszyła ramionami.
Przytuliła pomidory do piersi swojej i podeszła do kasy.
Od tamtej pory jestem kilka kilogramów mniejsza.
A sukienka skończona i wygląda tak.
Tył został stworzony z regulacją, bo strój uszyty jest z płótna.