wtorek, 19 lutego 2013

Zaległe posty.

Nadeszła wiekopomna chwila i po raz pierwszy upiekłam pączki na tłusty czwartek.
Od czasu gdy dostałam wypiekacz do chleba stałam się królową ciasta drożdżowego.
Ma wspaniałą funkcję, która pozwala wyrobić ciasto i doprowadza do jego wyrośnięcia. A później już wybór właścicielki co zostanie zrobione. :)
W tłusty czwartek mogły być tylko pączki.
Nikt się nie pochorował, wypiek znikł bardzo szybko.
Byłam z siebie dumna.


Po rozpasanym dniu nastąpiło święto amora. Jako, że jestem z dość dużym stażem małżeńskim, to na rewelacje nie liczyłam. Może jakaś kawa do biurka podana.
Szacowny wrócił z pracy. Kurtuazyjne pytania o samopoczucie.
"Kawę byś zrobiła". Padło po kilku minutach. Spojrzałam z "głebokim uwielbieniem" na ślubnego. Ale niech ma. Pomyślałam. Tak przy święcie.
Gdy wróciłam z kuchni ujrzałam na stole wino i słodkości kokosowe. Bo ja uwielbiam wina białe półsłodkie i wszystko co smakuje jak kokos.
Spojrzałam się podejrzliwe.
"Masz kogoś i poczucioe winy cie dopadło?" Zapytałam sie pełna podejrzeń.
"Już nie mogę urządzić miłego wieczoru?"
"Ależ możesz. Z takim menu nawet codziennie."
Obejrzałam dokładnie korek od butelki.
"Nic nie wstrzykiwałem!" Padło za moich pleców.
Cóż mam taki odruch. chyba za dużo Agaty Christie. ;)
Przy takim zestawie "Lamur" dominował w całym pomieszczeniu.
Wniosek z tego zdarzenia jest taki. Mąż też potrafi być człowiekiem. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz